sobota, 8 września 2012

"Honey, I'm home", czyli mydło miodem kapiące


 Honey...

Miód, miodzik , miodzio....
Mód ma tyle zstosowań, że chyba nie ma nic ciekawszego niż miodzik :)
E, no przesadzam, ale zdecydowanie to cudowny składnik, który czasem chyba jest niedoceniany.
U mnie miodzik ma zastosowanie zarówno w domowych maseczkach jak i w domowch peelingach do ciała, nie zapominam o nim gdy robię balsam do ust
Tym razem pobawiłam się w miodowe mydło...

niestety - jak to u mnie bywa, jak czegoś nie sknocę, to nie ma zabawy...

Zatem mydło aż ciekło miodem :) bo dodałam podwójną porcję i trochę to zepsuło sprawę.
Mydło oczywiście nadaje się do użytku, jak najbardziej, niestety jest trochę takie siakieś nie bałdzo, tudzież zatrzymam całość dla siebie lub oddam w chętne ręce, co narzekać nie będą,że mydło najpiękniejsze na świecie nie jest.

Ale muszę przyznać, że zapach mnie doprowadza do szału - w pozytywnym znaczeniu. Cudowny...mmmm... może nie dla każdego, ale dla mnie super!

Dodatek miodu oraz mleka koziego do mydełka sprawił, że się ''spaliło'' w sensie kolorystycznym. Zachodzi rekacja (o której wiedziałam, jakby ktoś wątpił i myślał,że naprawde jedynie na eksperymentach jadę, haha) co nadaje piękny ciemny, karmelowy kolor - zupełnie naturalnie.
Do takiego mydełka nie dodaję żadnych zapchów ani barwników...czysta przyjemność...

Jeszcze tylko trochę musze poczekać, żeby mydło dojrzało... ale najchetniej to bym się już nim wymyła...
Cierpliwości się musze nauczyć :)

Tuż po wyjęciu z formy:


Cieknie miodzio:


Jak się pociachało, nie jest tak źle... ale szału też nie ma. Będzie drugie podejście z pewnością.