wtorek, 2 grudnia 2014

DNA, czyli czy wiesz, że....

Całe ludzkie ciało to miliardy komórek. Skóra, serce, mózg,mięsnie, kości i wszystkie inne tkanki i narządy. W każdej z nich znajduje się jądro komórkowe, w którym ukryty jest materiał genetyczny – spirala DNA.

wtorek, 23 września 2014

Kosmetologia w pigułce, czyli o składnikach produktów kosmetycznych nowej generacji

Dzisiaj pominiemy większość składników kosmetycznych znanych od pół wieku lub nawet dłużej. Nie będzie więc o glicerynie, olejach ani o substancjach bazowych, czy pomocniczych. Zajmiemy się komponentami nowszych i najnowszych generacji. Składnikami aktywnymi o działaniu dowiedzionym, a na końcu będzie trochę o futurystyce kosmetologicznej, ale tej już realnie się dziejącej.
Nie ma dobrej ochrony skóry bez antyoksydacji
Pierwszą grupą substancji przeciwstarzeniowych stanowią związki chroniące skórę przed wolnymi rodnikami, czyli tzw. antyoksydanty. Mają one zdolność łączenia się z ROS i uniemożliwiają im reakcję ze strukturami komórkowymi. Antyoksydanty można przyjmować doustnie oraz miejscowo.
Są to: witaminy A, C, E, antyoksydanty roślinne np. resweratrol oraz retinoidy. Wielu badaczy uważa, że dla ochrony skóry przed starzeniem profilaktyka antyoksydacyjna jest absolutnie fundamentalna.
Witamina C stymuluję produkcję kolagenu, przeciwdziała szkodliwym skutkom promieniowania UV na skórę oraz jest ko faktorem reakcji enzymatycznych związanych z produkcją tkani łącznej. Ponadto wspomaga system immunologiczny, działając przeciwzapalnie, hamuje produkcję cytokin prozapalnych. Wspomaga również cykl przemian witaminy E. Tokoferole (wit. E) z kolei, chronią przed wolnymi rodnikami lipidy błon komórkowych. Działają przeciwzapalnie i zwiększa wiązanie wilgoci w skórze. Antyoksydanty roślinne, to przede wszystkim flawonoidy, karotenoidy i polifenole. Hamują działanie tlenu atomowego i aktywnych rodników tlenowych, takich jak aniony nadtlenkowe, rodniki hydroksylowe, rodniki nadtlenkowo-lipidowe i wodoronadtlenki. Z koleiretinoidy odpowiadają za wychwytywanie i stabilizację reaktywnych form tlenu, chroniąc błony komórkowe komorek. K was retinowy ponadto stymuluje fibroblasty, przez co skóra jest bardziej nawilżona, zwiększa się jej grubość i elastyczność. Retinoidy pobudzają tworzenie nowych naczyń w skórze i hamują metaloproteazy macierzy zewnątrzkomórkowej chronią przed promieniowaniem UV.
Kolejne nadzieje kosmetologii
Kwas hialuronowy budzi wiele emocji w kosmetologii, ale znaczenie mają tylko jego formy niskocząsteczkowe, które są komponentem bardzo drogim i w rzeczywistości rzadko spotykanym w formulacjach. Zastosowanie ma wiele innych kwasów, np. kojowy, ferulowy, z grupy AHA, mlekowy, liczne kwasy tłuszczowe.

Substraty mające walczyć ze zmarszczkami starczymi pozyskuje się także z mleka. Laktoferynacolostrum (czyli wyciąg z siary – pierwszego udoju), to preparaty o udowodnionym działaniu, lecz znowu tylko te w najwyższej jakości, czyli drogie lub bardzo drogie, jak np. lizozym – białko kationowe.
Kolejną grupę substancji przeciwstarzeniowych stanowią substancje naśladujące działanie inhibitorów metaloproteaz TIMPs. Są to rozliczne ekstrakty roślinne oraz peptydy, jak np: Tripeptyd-2 (hamujący elastazę i MMP-1), Myristoyl Tetrapeptide-20 i Acetyl Hexapeptide-20. Także peptydy biomimetyczne, o których będzie osobno. Poprzez hamowanie MMP substancje te zabezpieczają włókna kolagenu i elastyny, sprzyjają prawidłowej organizacji włókien, zwiększają syntezę kolagenu typu I oraz pobudzają ekspresję cząsteczek tworzących macierz zewnątrzkomórkową.
Istotne wśród substancji anti-aging są czynniki wzrostu. Są mediatorami wielu procesów fizjologicznych oraz patologicznych, stymulują podziały komórek, ich różnicowanie i wzrost. Obecnie wykorzystuje się w kosmetologii dwa rodzaje czynników wzrostu – produkowane przez systemy bakteryjne oraz pozyskiwane z osocza bogato płytkowego. Wykorzystuje się czynnik wzrostu naskórka (EGF), transformujący czynnik wzrostu (TGF) i płytko pochodny czynnik wzrostu (PDGF). Najnowsze substancje z tej grupy, to FGF – czynniki wzrostu fibroblastów, z którymi kosmetologia wiąże obecnie największe nadzieje.
Bardzo ważnymi składnikami preparatów przeciwstarzeniowych stały się tzw. fitohormony, czyli związki organiczne, regulujące wzrost i rozwój roślin. Do grupy tej zaliczamy substancje o budowie przestrzennej lub działaniu podobnym do hormonów estrogennych. Przedstawicielami są pochodne steroli, izoflawonów i lignanów. Obecność roślinnych odpowiedników estradiolu, występujących w ilości powyżej 50 mg/kg, stwierdzono w różnych roślinach. Pełnią rolę zmiataczy wolnych rodników, hamują mutacje komórkowe, działają przeciwnowotworowo. Dzięki tym właściwościom, stosowane zewnętrznie w kosmetykach zapobiegają utlenianiu i uszkodzeniu błon komórkowych. Ograniczają także działanie enzymów, m.in. kolagenazy tnącej włókna podporowe skóry właściwej. Podobnie jak hormony ludzkie, fitohormony stymulują podziały komórek wpływając na roz norodne procesy fizjologiczne skóry. Dzięki ich działaniu poprawia się napięcie i elastyczność skóry, a drobne zmarszczki stają się mniej widoczne.
Ważną grupę stanowią tzw. peptydy biomimetyczne – syntetyczne związki chemiczne naśladujące naturalne peptydy. Obecnie w medycynie estetycznej stosuje się ponad 300 peptydów biomimetycznych. Produkowane są w oparciu o systemy bakteryjne. Ponieważ przez naskórek przenikają dwu- lub trójpeptydy, większe peptydy wymagają metod wspomagających wprowadzanie do skóry, np. mezoterapii igłowej lub zamknięcia ich w liposomach czy innych nośnikach.
Coraz częściej wykorzystywane są w kosmetologii komórki macierzyste roślinne. Stymulują nasze własne komórki macierzyste oraz inne komórki, m.in. fibroblasty do namnażania i aktywności. Mają zbawienny wpływ na łagodzenie stanów zapalnych skóry. Działają przeciwstarzeniowo, redukują zmarszczki, rozjaśniają skórę. Poświęcimy im niebawem bardziej obszerny materiał.
Biotechnologie najnowsze
Jakkolwiek hydraty polskiego, rybiego kolagenu mają już kilkunastoletnią historię merkantylną, to coraz częściej napotykamy np. w europejskiej prasie kobiecej wzmianki o nich, jako o kosmetykach nowej generacji, awangardowych.
Biochemia i kosmetologia bowiem ciągle szukają. Pole do działania mają wbrew pozorom ograniczone, gdyż niewiele jest substancji dobrotliwych dla skóry, które zdolne są pokonać warstwę ochronną naskórka, a nawet grzęznąc w warstwie epidermy spowodować realne bodźce dla komórek skóry właściwej. Niemniej prawie każdy rok przynosi doniesienia o stosowaniu nowych komponentów. O niektórych możemy sobie raczej tylko poczytać w magazynach, gdyż koszty ich wytworzenia sprawiają, że wyłącznie kremy, czy eliksiry anti-age z najwyższej półki cenowej mogą zawrzeć je w swoich składach INCI.
Niektóre substancje mają charakter wręcz legendarny, np. pozyskiwane z łożysk kobiet po porodzie. Pominiemy je tutaj jednak, gdyż nie są dopuszczone obecnie do obrotu w Unii Europejskiej, podobnie jak wiele skutecznych skądinąd przeciwstarzeniowo toksyn. Inne są wszak całkiem realne. Serycyna, pochodna w procesie powstawania jedwabiu w kokonie, która ma sprawdzone właściwości błonotwórcze. Enzymy takie jak katalaza, czy dysmutaza ponadtlenkowa o bardzo silnych oddziaływaniach na komórki skóry. Także potrafiące naprawiać DNA. Roślinne hormony wzrostu, jak np. kinetyna – kwintesencja ekstraktów z roślinnych komórek macierzystych. Kosmetologia futurystyczna (głównie japońska) sięga np. śmiało po materiał ewolucyjno-rozrodczy – póki co - rybi. Esencje kawiorowe , a szczególnie izolaty pozyskiwane z mleczu rybiego zawierają histony, protaminy, nukleoproteiny, poliaminy, ale uwaga ! Także kwasy nukleinowe (DNA).
Biotechnolodzy idą więc jeszcze dalej, sięgając już również po substancje będące składowymi materiału genetycznego (DNA), jak adenozyna, jak RNA otrzymywany z tkanki embrionalnej, który ma przywracać komórkom skóry pamięć genetyczną, co umożliwia im funkcjonowanie w taki sposób, w jaki funkcjonowały przy swoich pierwszych podziałach.

Czy to prawda ? Czasami jeszcze ciągle bardziej reklama niż prawda, a czasami prawda tylko w jakiejś części. Ale to na pewno wielki biznes. Kosmetyki anti-age są od wielu już lat w czołówce produktów, które notują systematyczne wysokie wzrosty sprzedaży. Przy czym najbardziej rośnie sprzedaż kremów, esencji i eliksirów najdroższych.

źródło: newsletter Colway (www.colway.net.pl)

czwartek, 24 lipca 2014

Witamina E, czyli eliksir młodości


Jeśli chcesz zachować zdrowie i urodę, musisz jeść produkty bogate w witaminę E. To naturalna odżywka, strażnik zdrowia, cudowny lek XXI wieku. Nasz organizm jej nie syntetyzuje, musi być więc dostarczona w pożywieniu lub w suplementach. Niedobór witaminy E występuje rzadko, warto jednak zadbać o to, żeby każdego dnia nasz organizm otrzymał jej odpowiednią dawkę.


Witaminą E nazywamy grupę organicznych związków chemicznych, w skład której wchodzą cztery tokoferole i cztery tokotrienole. Historia tej witaminy sięga lat 20. ubiegłego stulecia. Na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley dwójka naukowców – dr Herbert Evans i jego asystentka Katharine Bishop – rozpoczęli badania nad wpływem diety na rozmnażanie się szczurów. Dla zwierząt opracowano specjalną dietę oczyszczoną i pół oczyszczoną. Dzięki takiemu jadłospisowi, po usunięciu niektórych składników można obserwować wpływ ich braku na przeżycie, rozwój i zdrowie.

W czasie badań Evans i Bishop zauważyli, że pomimo stosowania karmy zawierającej znane do tamtej pory witaminy (A, B, C, D), ich zwierzęta laboratoryjne nie mogły mieć potomstwa. Kiedy jednak do diety szczurów włączyli świeżą sałatę oraz kiełki pszenicy, płody rodziły się zdrowe. Naukowcy stwierdzili, że wpływ na zdrowie i ciążę szczurów musi mieć jakiś składnik diety nazwany przez nich czynnikiem X. W toku badań uczeni znaleźli go w olejowym wyciągu z sałaty. W ten sposób odkryto nową, rozpuszczalną w tłuszczach witaminę – E

Początkowo witaminę E pozyskiwano z nasion bawełny, następnie z ziaren soi (zawierały one więcej tokoferoli). W soi znajduje się jednak gamma-tokoferol, podczas gdy największą aktywność biologiczną i przyswajalność przez organizm człowieka wykazuje forma alfa tokoferolu. Dlatego też w kolejnych latach pracownicy amerykańskiej firmy Distillation Products Industries szukali sposobu chemicznej przemiany formy gamma w alfa. W końcu to alfa-tokoferol stał się synonimem witaminy E.

Szerokie spektrum działania

Witamina E jest jak odżywka – jej wpływ na nasz organizm jest tak duży i tak ważny, że zaczęto ją nazywać eliksirem młodości. Odgrywa rolę również w obydwóch domenach biznesu Colway, w kosmetologii i w suplementacji. To przede wszystkim bardzo silny przeciwutleniacz. Zabezpiecza organizm przed atakiem wolnych rodników, chroniąc nas przed przedwczesnym starzeniem i rozwojem wielu groźnych chorób, w tym nowotworów. Badania potwierdziły również, że stosowanie przeciwutleniaczy to zasada numer jeden w profilaktyce kardiologicznej.
Rola witaminy E w ludzkim organizmie jest nieoceniona. Bierze ona udział w dostarczaniu składników odżywczych do komórek, zapobiega procesom zatykania się tętnic, zmniejsza ryzyko wystąpienia ataku serca, wzmacnia ścianki naczyń krwionośnych, chroni czerwone krwinki przed przedwczesnym rozpadem, pobudza układ odpornościowy do pracy, zmiękcza i uelastycznia skórę, poprawia stan psychiczny, łagodzi objawy napięcia przedmiesiączkowego, chroni mózg przed chorobą Alzheimera i Parkinsona, zmniejsza ryzyko wystąpienia cukrzycy typu 2, chroni skórę przed uszkodzeniami wywołanymi promieniowaniem słonecznym. Witaminę E wykorzystuje się też do leczenia męskiej niepłodności.

To nie wszystko – badania Johna Hopkinsa wykazały, że u człowieka zarażonego wirusem HIV, ze zwiększoną ilością witaminy E we krwi, o 34 proc. rzadziej rozwija się infekcja AIDS niż u pozostałych pacjentów z wirusem HIV.

Niezwykła witamina

Witamina E występująca w naturze jest dość niezwykła – każda jej cząsteczka jest inna. Innymi słowy: nie ma dwóch takich samych witamin E. Dla nas oznacza to tyle, że żadna syntetyczna witamina E nie może równać się z naturalną. Naturalna witamina E jest też dwu-trzykrotnie lepiej przyswajana niż syntetyczna, jednak nie ma dostatecznej ilości naturalnej witaminy E pokrywającej zapotrzebowanie na nią ludzi i zwierząt. Globalna roczna produkcja witaminy E wynosi 15 tysięcy ton, z czego tylko jedna piąta to forma naturalna, spożywana w większości przez ludzi. Naturalna witamina E jest oczywiście znacznie droższa, kiedy pozyskuje się ją w formach ekstrahowanych. Za najbardziej aktywną formę uważa się obecnie najnowsze bursztyniany tokoferolu. (takie też dokładnie mamy od całkiem niedawna w Colvicie wytwarzanej bezpośrednio dla Colway – przyp. redakcji)

Witamina E powstaje wyłącznie w roślinach. Jej najlepsze źródła to: oleje roślinne, pełnoziarniste pieczywo, ryby, kiełki pszenicy, nasiona słonecznika, siemię lniane, awokado, soja, kukurydza, fistaszki, pistacje, orzechy włoskie, migdały, pomidory, szpinak, brokuły, brukselka, groszek, kapusta, papryka, marchewka, jajka, mleko. Badania dowiodły, że dieta niskotłuszczowa bardzo utrudnia, a nawet uniemożliwia wchłanianie witaminy E – a musimy mieć świadomość, że wówczas stosowanie preparatów witaminowych też nie rozwiązuje sprawy, ponieważ bez tłuszczu w diecie witaminy te (również ekstrahowane do suplementacji) nie mogą się wchłonąć.

Zapotrzebowanie dorosłego człowieka na witaminę E wynosi 8-15 mg na dobę. Ostry niedobór występuje bardzo rzadko, lecz gdy dostarczamy jej organizmowi w niewystarczających ilościach, komórki zaczynają szybciej się starzeć, spada koncentracja, pogarsza się wzrok, pojawia się rozdrażnienie, anemia, uszkodzenie krwinek czerwonych, rogowacenie skóry, zaburzenia funkcjonowania i osłabienie mięśni szkieletowych, wzrasta także ryzyko rozwoju chorób sercowo-naczyniowych. U kobiet z niedoborem witaminy E występują poronienia.


Przedawkować bardzo trudno

Witaminę E powinny także przyjmować kobiety w ciąży dla prawidłowego rozwoju płodu oraz kobiety w okresie menopauzy. Nie należy jednak u nich przesadzać z podażą – w przypadku spożywania przez dłuższy czas dawki większej niż 1000 mg w ciągu dnia (na szczęście jest to dawka mało realna do spożycia) mogą wystąpić bóle głowy, zmęczenie, osłabienie mięśni, zaburzenia widzenia. W czasie ciąży nie należy więc przesadzać z ilością tej witaminy – może być to szkodliwe dla płodu (uwaga: badania w tym zakresie przeprowadzono na zwierzętach, a wpływ na ciążę człowieka nie został potwierdzony).

Obecność selenu i witaminy C ułatwia znacząco wchłanianie witaminy E. Jest ona natomiast bardzo wrażliwa na nieodpowiednie warunki – ulega zniszczeniu w czasie gotowania, głębokiego zamrażania, podczas kontaktu z powietrzem czy z promieniami słonecznymi. Oleje tłoczone na zimno zawierają więcej witaminy E niż te produkowane przemysłowo – dzieje się tak, ponieważ proces uszlachetniania olei niszczy aż 75 proc. naturalnej witaminy. Dopiero niedawno odkryto technologię ekstrakcji olei w warunkach nadkrytycznych z użyciem CO 2, która pozwala substancjom pozyskiwanym z olei organicznych zachować ich najlepsze właściwości. Jest to jednak metoda ciągle zbyt droga, aby korzystał z niej przemysł spożywczy, a nawet wytwórcy kosmetyków, czy suplementów.



Naturalne i syntetyczne witaminy E, a  COLVITA Colway


Istnieją znaczne (izomeryczne) różnice pomiędzy naturalnymi, a syntetycznymi formami większości witamin. Jednakże w przypadku witaminy E, różnica ta jest szczególnie znaczna, gdyż wyraża się niezwykle wyraźnie w przyswajaniu tego związku przez nasz ustrój.


Na etykietach suplementów i innych preparatów, naturalna witamina E jest wymieniana jako d-alfa-tokoferol, octan d-alfa tokoferylu lub bursztynian d-alfa tokoferolu. W przeciwieństwie do naturalnych, syntetyczne formy witaminy E są oznaczane prefiksem dl-.

Alfa-tokoferol (tokoferyl) to aktywne biologicznie postacie witaminy E. Ich naturalne formy składają się z jednego izomeru. W przeciwieństwie do powyższego, syntetyczny (DL) alfa-tokoferol zawiera osiem izomerów, z czego tylko jeden (maksymalnie 12 procent syntetycznej cząsteczki) jest identyczny z naturalną witaminą E. Pozostałe siedem izomerów posiada „moc działania” zazwyczaj na poziomie 20 % naturalnej witaminy d-alfa.

To może wydawać się zagadką biochemii, ale jest również kluczem do zrozumienia; w jak różny sposób organizm człowieka przyswaja naturalne i syntetyczne witaminy. To struktury molekularne determinują biodostępność tokoferoli. Badacze dość dawno odkryli, że naturalna witamina E jest asymilowana o wiele lepiej, niż jej syntetyczne wersje. Białka transportujące, których wiązania mają charakter szczególny, nie są obojętne na budowę izomeryczną witamin i „wybierają” naturalną formę witaminy E, d-alfa, natomiast w dużej mierze ignorują wszystkie inne jej formy chiralne.

W jednym z głośnych eksperymentów, japońscy naukowcy podawali na zmianę naturalną i syntetyczną witaminę E siedmiu młodym, zdrowym kobietom. Aż 300 mg syntetycznej witaminy E potrzebne było, aby wyrównać stężenie we krwi osiągane przez 100 miligramową dozę witaminy E naturalnej. [1]

W innych badaniach, przeprowadzonych na East Tenessee State University w Johnson City, badacze podawali różnym osobom witaminę E – albo 30 mg dziennie, albo 300 mg dziennie. Każdy suplement składał się w połowie z naturalnej, a w połowie z syntetycznej witaminy E. Obie formy były markerowane chemicznie tak, aby odróżnić od siebie źródła witaminy E.
Stężenie we krwi naturalnej witaminy E wzrosło dwukrotnie w stosunku do formy syntetycznej u kobiet zdrowych. Znacząco bardziej u kobiet będących w ciąży. W ich pępowinie poziom naturalnej witaminy E był trzykrotnie wyższy niż poziom witamin syntetycznych.

Krew nie jest jednak ostatecznym celem witaminy E. Toteż w tym samym badaniu naukowcy śledzili krótkoterminową asymilację naturalnej i syntetycznej witaminy E u uczestników badania, którzy byli przed planowanym zabiegiem chirurgicznym. Tkanki potrzebują więcej czasu niż krew, aby wchłonąć substancje odżywcze, ale u wszystkich badanych po 7-23 dniach suplementacji, poziom naturalnej witaminy E wzrósł znacząco bardziej niż poziom podawanej syntetycznej witaminy. [2]
Badacze przeprowadzili badania długoterminowej asymilacji tkanki również na dwóch pacjentach chorych na raka. Jeden z pacjentów zażywał dawkę 30 mg dziennie, w połowie naturalnej, w połowie syntetycznej witaminy E w ciągu jednego roku, natomiast drugi pacjent zażywał 300 mg dziennie przez okres prawie dwóch lat. U obu pacjentów, poziom naturalnej witaminy E zarówno we krwi jak i w tkance wzrósł dwukrotnie bardziej niż poziom syntetycznej witaminy E. [3]
Naukowcy z Oregon State University, Corvallis, odkryli z kolei, że ludzki organizm wydala syntetyczną witaminę E trzy razy szybciej niż tę w formie naturalnej. [4]

Co bystrzejsi konsumenci suplementów i witamin zadają sobie pytanie, dlaczego właściwie zawartość jednych witamin w kapsułce, czy tabletce podawana jest w miligramach, a innych w „jednostkach międzynarodowych” – „umownych” (j.m. lub j.m./g) ? A rozwiązanie tej zagadki jest równie proste, co smutne. To kartel farmaceutyczno-chemiczny, który dawno postrzegł mniejszą przyswajalność dl-alfa tokoferoli, podjął wtedy sprytną próbę „wyrównywania” w ten sposób różnic pomiędzy naturalną a syntetyczną witaminą E… „J.m.” pozwala im pakować do tabletek zawierających syntetyczną witaminę E tyle substratu, aby „wyrównać” efekt gorszej przyswajalności. Nic w tym dziwnego, gdyż marże k oncernów uzyskiwane na produkcji syntetyków są kilkakrotnie wyższe od możliwych do uzyskania na ekstrakcji witamin naturalnych, szczególnie powiązanych flawonoidami z rośliną, w której powstały. Syntetyczne formy witaminy E są również kilkakrotnie tańsze od pochodnych tej witaminy pozyskiwanej z roślin – octanów, czy bursztynianów tokoferolu

Coraz to kolejne badania obnażają jednak hipokryzję tej marketingowej w istocie sztuczki z oznakowywaniem zawartości witamin. W 2012 roku, National Academy of Sciences uznała naturalną witaminę E za jedyny właściwy standard, wedle którego należy oceniać syntetyki tokoferoli. Naturalna witamina E zawiera bowiem cząsteczkę, którą ludzie przyswajają najskuteczniej.
Jack Challem, znany jako „The Nutrition Reporter ™”, którego artykuły zainspirowały nas do zredagowania tego materiału, który opisuje badania nad witaminami prowadzone od 25 lat, a także wydał słynną książkę „Syndrom X: Kompletny Żywieniowy Program Zapobiegania i Odwracania Insulinooporności” – mówi o absolutnej zasadności zażywania aminokwasów razem z aktywną biologicznie witaminą E. Nie jest to zresztą pierwsza afirmacja naukowa dla koncepcji Siergieja A. Batieczki, która już w 2006 legła u podstaw stworzenia suplementu nowej generacji – Colvity.

Kolejnym autorytetem opowiadającym się za suplementacją przyswajalnych anabolicznie aminokwasów w synergii z witaminą E – oczywiście naturalną - jest autor wielu publikacji, doktor chemii Frank M. Painter. Niedowiarków, których nigdy nie brakuje nawet wśród naszych konsumentów, namawiamy aby po prostu napisali do dr Franka Paintera. Oczywiście po angielsku. Frankp@chiro.org Przypominamy - tematy są ściśle określone: przyswajalność naturalnej, a syntezowanej witaminy E oraz: efekty suplementacji naturalną witaminą E w połączeniu z aminokwasami kolagenowymi. Jest on, jak pisze sam na łamach „Nutrition Science News” na etapie zbierania materiałów do swojej kolejnej pracy na te właśnie tematy.

Mieliśmy w Colway od początku przeczucie trafności takiej właśnie koncepcji suplementacyjnej. Maurycy Turek już 29 sierpnia 2007 roku złożył w Urzędzie Patentowym RP wniosek o ochronę marki Colvita. Nie wszystko przecież działo się od razu tak, jak powinno. Producent, któremu zleciliśmy wytwarzanie Colvity – Inventia – przez pierwszy rok używał jako składnika syntezowanej formy (DL- alpha tocopherol) witaminy E. Po naszej interwencji przeszedł jednak na formę naturalną – octan d – alfa tokoferylu. Od tamtej pory staraliśmy się monitorować skład Colvity, tym bardziej, że z rynku płynęły coraz bardziej zdumiewające doniesienia o obserwowanych przez konsumentów efektach jej działania, a produkt entuzjastycznie przyjmowany miał z każdym rokie m coraz większy udział w wolumenie naszych obrotów handlowych.Wydaje się, że najbardziej optymalnym komponentem witaminowym dla Colvity może być obecnie bursztynian d- alfa tokoferylu pozyskiwany z ekologicznych ziaren selekcjonowanych zbóż. Nie octan już, nawet pozyskiwany z ziaren soi, tę bowiem otacza coraz powszechniejsza niewiara w to, że są jeszcze w ogóle uprawy soi wolne od modyfikacji genetycznych. One oczywiście istnieją i zapewne będą zawsze, jednakże ze względów choćby marketingowych optujemy obecnie za tym, by przejść z octanów tokoferylowych sojowych, na bursztyniany zbóż rzadkich lub dzikich. 

Jak bowiem widać, choćby z tego materiału, witamina E, nie jest bynajmniej wcale mniej ważnym komponentem naszego flagowego suplementu diety i strategicznego dla obrotów Sieci Colway produktu – Colvity.



Źródła:
1. Kiyose C, et al. „Biodyskryminacja stereoizmerów alfa-tokoferolu u ludzi po podaniu doustnym”. Am J Clin Nutr 1997 (Mar); 65 (3): 785-9
2. Burton GW, et al. „Ludzkie osocze, a stężenie alfa-tokoferolu w tkance, w odpowiedzi na suplementację deuterowaną naturalną oraz syntetyczną witaminą E”. Am J Clin Nutr 1998; 67: 669-84
3. Tamże.
4. Traber MG, et al. „Syntetyk w porównaniu z naturalną witaminą E jest szybciej wydalany jako a-CEHC w ludzkim moczu: badania z użyciem octanu deuterowanego a-tokoferylu”. FEBS Letters 1998 (Oct 16); 437: 145-8

„Wielka kariera witaminy E”, Andreasa M. Papasa


Newsletter Colway - www.colway.net.pl

wtorek, 10 czerwca 2014

Kolagen i peptydy czyli co przenika...

Starzenie się skóry jest naturalnym procesem wynikającym zarówno z upływającego czasu, jak i z działania czynników zewnętrznych oraz wewnętrznych. Nie tylko wiek decyduje o tym, jak wygląda nasza skóra. Wpływ na to mają również wiedza i umiejętność dbania o nią.

Kolagen jest ściśle związany ze światem kosmetologii. Czym tak naprawdę jest? I dlaczego jest tak ważny dla naszej skóry?

Bez kolagenu nie ma życia. Jest on białkiem składającym się z niewielkich cząsteczek zwanych aminokwasami. Aminokwasy zbudowane są w głównej mierze z węgla, tlenu, wodoru i azotu. Kolagen ma charakterystyczny skład aminokwaso wy. Około 30% kolagenu stanowi glicyna, a około 20-25% prolina i hydroksyprolina. Kolejną unikalną cechą kolagenu jest regularność rozmieszczenia wspomnianych aminokwasów.

Ponadto, w kolagenie trzy łańcuchy białkowe skręcają się wzajemnie na kształt trójżyłowej liny tworząc tzw. superhelisę, wyróżniającą go wśród innych białek. Charakterystyczna budowa kolagenu determinuje jego właściwości. Jest on białkiem tkanki łącznej, które spaja elementy komórkowe. Stanowi 50-80% wszystkich białek w organizmie, z tego 70% to skóra i gałka oczna (wypełnia rogówkę oka, gdzie występuje w formie krystalicznej). Posiada bardzo dużą odporność na rozciąganie, co powoduje, że jest głównym składnikiem ścięgien. Jest odpowiedzialny za sprężystość, jędrność, właściwe nawilżanie skóry oraz ciągłą odnowę jej komórek. Z upływem lat następuje ubytek kolag enu ze skóry, co powoduje między innymi powstawanie zmarszczek. Zmniejszenie zawartości kolagenu w skórze zaczyna się już po dwudziestym piątym roku życia i postępuje z szybkością około 1% rocznie! W pierwszym okresie życia człowieka utrzymuje się stały poziom zawartości kolagenu w organizmie. Zużyty ulega degradacji, a niedobór jest uzupełniany. Jednak w okresie menopauzy u kobiet i andropauzy u mężczyzn, a także w wyniku stresującego trybu życia, różnego rodzaju chorób, przy ciągłych przesileniach związanych z aktywnością fizyczną, a także w chorobach autoagresyjnych (zwyrodnienie stawów) więcej kolagenu ulega degradacji niż jest wytwarzane – następuje proces starzenia.

Deficyt kolagenu powoduje pojawienie się starczych zmian ciała: zmarszczek, przebarwień, cellulitu, suchości skóry, matowienia paznokci i włosów, przykurczenia sylwetki. Kolagen pełni równi eż bardzo ważną rolę obronną. Jego niedobór w układzie odpornościowym zwiększa ryzyko wnikania i rozprzestrzeniania się ciał patogennych, a także toksyn środowiskowych, drobnoustrojów oraz komórek nowotworowych.
W organizmie człowieka za elastyczność skóry odpowiadają włókna elastyny i kolagenu. W miarę upływu lat następuje osłabienie strukturalne stanu tych włókien, przez co skóra staje się coraz cieńsza, bardziej sucha i mniej elastyczna - zaczynają powstawać zmarszczki. Nauki biologiczne od dawna starają się odkryć możliwości zapobiegania starzeniu się komórek lub odwracania tego procesu. Dotyczy to także komórek skóry.

Od wielu lat na świecie, a obecnie także i w Polsce, przemysł kosmetyczny świadomie ingeruje w biologię skóry. Fizjologicznego procesu starzenia skóry nie można zahamować, ale można uzyskać określone efekty kosmetyc zne poprzez zastosowanie odpowiednich preparatów zawierających np. białka lub peptydy. Kolagen hydrolizowany jest białkiem, które w kosmetykach wykazuje głównie właściwości nawilżające. Natomiast peptydy (krótkie sekwencje reszt aminokwasowych) będące w naturze fragmentami m.in. kolagenu, dają już widoczne efekty związane z wygładzaniem zmarszczek. Dostępne są też preparaty zawierające naturalny kolagen ze skór rybich, który w całości stanowią spirale zbudowane właśnie z łańcuchów peptydowych. Różnią się one zasadniczo od popularnych przez wiele lat w kosmetologii hydrolizatów kolagenu. 

Obrazują to poniższe fotografie: 

U góry skóra poddana aplikacji białek kolagenowych, wielkocząsteczkowych, czyli produktów hydrolizy. Efekt jest powierzchowny, można właściwie mówić jedynie o zatrzymaniu wody, czyli nawilżeniu.


Na dole skóra poddana aplikacji bardzo małych agregatów białkowych, które charakteryzuje transdermalność, a więc zdolność do penetracji dermy, aż poza warstwę podstawną naskórka.
 

W odróżnieniu od białek wielkocząsteczkowych i martwych, czyli niezdolnych już do podziału kolagenów hydrolizowanych - peptydy posiadają zdolność penetrowania naskórka, wskutek czego docierają do skóry właściwej. Stanowią też świetną alternatywę dla osób, które nie tolerują produktów z retinolem czy z kwasami hydroksylowymi. Efekty po zastosowaniu produktów z peptydami uzyskiwanymi metodami bioinżynierii, np. matrykinami nie są natychmiastowe. Wymagany czas aplikacji wynosi 8-12 tygodni, przy odpowiednio wysokim stężeniu. Także skutki kuracji w przypadku jej przerwania nie są trwałe. Niemniej jednak kosmetyki zawierające aktywne peptydy są bardzo pożądane, ze względu na ich korzystne działanie. Najczęściej wykorzystywanymi w kosmetyce peptydami, zachowującymi się jak fragmenty kolagenu są tak zwane peptydy sygnałowe oraz transportujące. Dostarczenie do skóry peptydow s ygnałowych odbierane jest jako komunikat do produkcji elastyny i kolagenu. Efektem jest zrekonstruowanie siatki tych białek, dzięki czemu na skórze można zaobserwować zmniejszenie się zmarszczek, wygładzenie skóry oraz poprawę jędrności. Natomiast główną funkcją peptydów transportujących jest dostarczenie do skóry określonych pierwiastków śladowych. Najczęściej są to jony pierwiastków niezbędnych m.in. do biosyntezy kolagenu, które przy pomocy tychże peptydów transportowane są w głąb skóry. 

W ostatnim czasie pojawiają się w kosmetologii także hydraty kolagenowe w postaci naturalnych żeli, tworzonych przez trójspiralne molekuły kolagenu, wiążące cząsteczki wody i kwasu mlekowego. Po aplikacji na skórę, łańcuchy peptydów formułujących superhelisy rozpadają się pod wpływem temperatury ciała na peptydy o masie nawet jeszcze mniejszej, n iż peptydy syntezowane laboratoryjnie, np. matrykiny. Efekty działania transdermalnego hydratów kolagenowych przychodzą jeszcze później, ale są trwalsze. Dlaczego hydraty kolagenu rybiego mają tak spektakularne działanie ? Tego jeszcze dokładnie nie zbadano, ale być może dzieje się tak dlatego, że aminokwasami dominującymi w łańcuchach peptydowych kolagenu pozyskiwanego ze skór rybich są: glicyna, prolina i hydroksyprolina, czyli dokładnie te same, które dominują w strukturach kolagenu typu I i III, jaki wytwarzają fibroblasty w skórze człowieka. A więc kolagen rybi jest dla nas wyjątkowo histokompatybilny. Wykazuje niemal idealną zgodność komórkową. Ponadto utrzymuje on jeszcze długo po wyizolowaniu go z organizmu ryby konformację potrójnej helisy (rys.), co jest absolutną sensacją biochemiczną i może decydować o jego aktywności biologicznej. 


Na pdst. opracowań dr inż. Dominiki Muchy. Wykorzystano materiały nadesłane przez George’a Nodara z Vancouver. 
Źródło: Newsletter Colway

niedziela, 18 maja 2014

Takie proste, a takie trudne - czyli jak się pozyskuje polski , rybi kolagen?

Na czym polega rdzennie polska metoda ekstrakcji kolagenu natywnego (zachowującego pierwotną konformację 3-helis) bezpośrednio ze skór rybich?

Takie proste, a takie trudne…

Wbrew pozorom nie jest to już dziś aż tak wielki sekret. Co najmniej kilkanaście osób potrafi w Polsce wyizolować ze skór rybich znany Wam dobrze kolagen. Oczywiście jeden żel kolagenowy będzie „lepszy” inny „gorszy” w tym sensie, że różniący się zapachem, kleistością, odpornością termiczną, nawet wielkością agregatów białkowych. Ale tak, jak w procesie destylacji powstaje mocny alkohol, jak z rafinacji wyłania się płynne paliwo – tak tu mamy do czynienia z procesem hydratacji. Nie można zajść w ciążę częściowo i tak samo nie ma „trochę” hydratów kolagenu ze skór rybich. Albo molekuły kolagenu przeskoczą do roztworu (ściślej: hydratu) przyłączając cząsteczki wody, albo nie. Suflet jajeczny też nie może udać się częściowo. Wie o tym każda mistrzyni kuchni. Albo opadnie, albo się uda. Kiedy proces „uwadniania” trzeciorzędowego biał ka, jakie opuszcza fibroblasty się powiedzie, kiedy skutecznie odfiltruje się potem miliardy 3-helis wiążących wodę, a jednocześnie siebie nawzajem – to finalnie uzyskamy żel o fascynująco prostym składzie. Czyli hydrat kolagenu ze skór rybich.

Najpierw wybiera się ryby

Właściwie, kolagen jaki znacie (natywny), można pozyskać ze skóry każdego kręgowca, każdej istoty, w której procesach metabolicznych oprócz chondrocytów, kolagen wytwarzają też komórki znane jako fibroblasty, mieszczące się głównie w skórze. Najłatwiej jednak, (co odkryli Skrodzki, Michniewicz i Kujawa już w 1985 r) zrobić to poddając obróbce skóry rybie. Wybierając surowiec, producent kieruje się takimi kryteriami, jak: dostępność, łatwość błyskawicznego zamrożenia po odłowie; jak to, by ryba była ekologiczna, czyli nie kumulująca np. pierwiastków ciężkich, bądź toksyn (a więc najlepiej karmiąca się sama np. glonami w czystym akwenie). Istotnym jest, by była „wydajna”, co oznacza grubą warstwę proteinową w jej skórze, przy cienkiej lipidowej i łatwym później ich oddzielaniu. Po licznych próbach "casting na dawcę" najlepszego  wygrała tołpyga (Hypophthalmichthys), ryba słodkowodna, karpiowata, żywiąca się fitoplanktonem, relatywnie niedroga i „dająca” kolagen, z którego ekstrahujący „wyciągali” największą odporność termiczną na denaturację. Ta ostatnia zaleta pozwoliła wygrać tołpydze z łososiem, z którego izolowano kolagen wcześniej i patrząc biochemicznie, absolutnie nie gorszy (wniosek patentowy J. Przybylskiego z 2002 r.). Eksperymentowano z różnym powodzeniem także z innymi rybami. Np. z sumem afrykańskim. Uważa się zresztą, że jeśli hydrat kolagenu pozyskujemy po to, by poddać rozbiciu jego 3-helisy, bądź natychmiast poddać go liofilizacji, to gatunek ryby nie ma większego znaczenia.

Następnie trzeba precyzyjnie skóry rybie oskrobać

W praktyce wygląda to tak, że skóry dzieli się najpierw na partie silnie, średnio i w ogóle nie zapigmentowane (grzbiety, boczki i brzuszki), a potem żmudnie i ręcznie oskrobuje, oddzielając warstwy lipidowe i mięso od warstwy, w jakiej rybie fibroblasty produkują kolagen. Jest to praca, w której prawdopodobnie nigdy ludzi nie zastąpią maszyny i zarazem słaby punkt tej metody. Nie taniej, niezbyt wydajnej, będącej w istocie manufakturą. Taka obróbka wstępna i takie pozyskiwanie surowca powoduje, że poszczególne partie kolagenu wykazują często różnice właściwe produktom naturalnym. Znany Wam od dziesięciu lat żel kolagenowy rzadko jest identyczny w różnych partiach. Może być mniej lub bardziej gęsty. Bywa, że Graphite jest mniej zapigmentowany niż Silver. Zdarza się iż Platinum już 3-4 miesiące od wytworzenia łapie żółte przebarwienie. Despiralizuje się już w 26°C albo dopiero w 29°C.
To wszystko wynika z tego, że skóry pochodzą od tołpyg białych lub pstrych. Osobników młodszych bądź starszych. Trafiły do nas z Polski lub z Bałkanów, a nawet z Azji. Różnie się odżywiały, różnie spędziły zimę itd., itp. Ich naturalne różnice powodują, że nawet wierne trzymanie się tej samej metody i procedur nie gwarantuje identyczności fizyko-chemicznej końcowego produktu.
W każdym razie skóry zostają gruntownie oczyszczone, oskrobane, posortowane i pocięte w paski. 

Elementem osiowym polskiego wynalazku jest rozpuszczenie skór

Otóż te paski po prostu umieszcza się w słojach laboratoryjnych w roztworze kwasu organicznego, w którym ulegają stopniowemu, kilkuetapowemu rozpuszczaniu. I znowu tak, jak można by użyć do pozyskania kolagenu skór różnych ryb, tak można użyć różnych kwasów organicznych. W praktyce jednak wytwórcy posługują się kwasem mlekowym. Jest niedrogi, skuteczny, a jego pozostałości w kolagenie pomagają (poprzez otwieranie komórek keratynocytowych) w wchłanialności peptydów, które powstają z rozpadu 3-helis tworzących aplikowany na skórę żel. Kwas mlekowy ma też sam w sobie właściwości kosmetyczne (np. wybiela przebarwienia skórne). Nie jest „chemią obcą”, mamy go wszak w organizmie wszyscy. Jego wadą jest to, że w tej metodzie nie można obniżyć jego finalnej obecności w końcowym składzie na tyle, by przybliżyć pH hydratu kolagenu do poziomu kwasowości pożądanej przez skórę, czyli 5-6 pH . Polski, rybi kolagen miał dotąd zazwyczaj 2,8-3,5 pH (co niebawem rewolucyjnie zmienimy !).
Ten etap wymaga już pełnej sterylności, paski są wielokrotnie płukane, woda użyta do roztworu musi być idealnie czysta (np. osmotyczna), naczynia dezynfekowane itd. Najmniejszy błąd spowodować może utratę całej partii kolagenu z powodu np. zarażenia jej pleśnią.
Poszczególni wytwórcy dodają na tym etapie jeszcze inne kwasy, bądź sole, co pozwala każdemu z nich twierdzić, że posiada metodę autorską. Kolagen dzięki temu może rzeczywiście mieć nieco odmienne właściwości fizyczne (np. jak produkt Inventii charakteryzować się „puszystością”, czy mniejszą kleistością niż kolagen Przybylskiego). Nie ma to jednak żadnego znaczenia dla reakcji w tej metodzie kluczowej. Wymogiem sukcesu jest, by trójspiralne molekuły kolagenu przyłączyły cząsteczki wody z roztworu, w którym rozpuszczono skóry. By nastąpiło zjawisko hydratacji. Do tego wystarcza jeden kwas oraz wiedza o proporcjach, o temperaturze i o czasie reakcji. Nie specjalnie skomplikowana, dodajmy.
Rozpuszczone właściwie paski wcześniej przygotowanych poprzez obróbkę mechaniczną skór tworzą już masę - hydrat, której formę żelową nadają dominujące w niej trójspiralne molekuły kolagenu. Poza nimi pozyskaną substancję stanowią resztki białkowe, produkty uboczne reakcji i elastyna.
Na tym etapie zatrzymał się zespół, który opisywaną metodę wynalazł. Skrodzki, Michniewicz i Kujawa jeszcze nie potrafili hydratu kolagenowego odpowiednio filtrować. Uczyniono to efektywnie dopiero w 2002 roku w Instytucie Chemii Uniwersytetu Gdańskiego. Tam zamknięta została metoda, którą posługują się do dziś wszyscy wytwórcy żeli kolagenowych. Przez całe lata jej autorstwo skutecznie zawłaszczał medialnie Józef Przybylski. Jednakże po wieloletnich sporach sądowych ostatecznie prawo ochronne uzyskał jego ówczesny współpracownik – dr Andrzej Frydrychowski.

Filtracja – bardzo ważna dla jakości kolagenu

Pierwsze polskie kolageny, które rozprowadzano już jako gotowy kosmetyk z natury, filtrowane były przez jedwab. Pozyskaną masę po prostu przeciskano ręcznie tylekroć przez tkaniny, aż uzyskiwała względnie jednorodną konsystencję. Niszowi wytwórcy polskiego, rybiego kolagenu czynią tak zresztą po dziś dzień. Jednak w manufakturach laboratoryjnych, które ekstrahowały coraz bardziej znaczące handlowo ilości szybko zastosowano filtrację dokładniejszą. Collagen Beauty (2003) oraz Inventia (2005) zastosowały prasy mechaniczne lub hydrauliczne, które pozwalały przeciskać żel przez filtry znacznie dokładniej oczyszczające go z reszt i oddzielające większe agregaty białkowe, niż było to możliwe ręcznie przez jedwab. Materiały stosowane w filtrach stanowią oczywiście sek ret każdej wytwórni, ale możemy Wam zdradzić, że sprawdza się w tej roli świetnie np. wysokogatunkowy filc… W kolagenach wytwarzanych obecnie, bardzo dobrze fitrowanych, dominują już 3-helisy typu α1 oraz α2 o masie niewiele przekraczającej 100 kDa. Czyli cząsteczki relatywnie niewielkie. Tzw resztki białkowe stanowią w nich zaledwie kilka procent, przy kilkunastu jeszcze 10 lat wcześniej.
Przefiltrowany kolagen zawiera ok. 96% wody. Na masę suchą, czyli 4% składają się w 90% białka (także białka niekolagenowe, np. melanina i elastyna, resztki wiązań itp.). Ale aż 80% z tego - w kolagenie zrobionym z dołożeniem wszelkiej staranności – stanowią molekuły pod postacią potrójnych helis. To one wiążąc wodę i pozostałości kwasów (ok 2%) nadają znanej Wam dobrze masie konsystencje żelową. Oczywiście dopóki wiązania wewnątrz- i międzyspiralne nie ulegną rozerwaniu np. pod wpływem temperatury.
Zaawansowani technologicznie producenci potrafią już nawet odfiltrować część białek melaninowych, czyli pigmentu, którego ilość decyduje o tym czy nasz Kolagen Naturalny będzie Platinum, czy Graphite. Część – podkreślmy jednak – bo wyeliminowanie całego praktycznie barwnika wymaga już technologii innej. Jak się domyślacie: mamy ją w zanadrzu i jeszcze tej jesieni zamierzamy pokazać jej efekty.

Proste, a jakże genialne

Jeżeli niektórzy Czytelnicy dotarli kiedyś do opisów metody hydratacji polskiego rybiego kolagenu, jakie składali rozliczni kandydaci na jej „ojców” w Urzędzie Patentowym Rzeczypospolitej Polskiej, jeżeli czytali niezwykle skomplikowane opisy odwirowywania, próby zastrzeżenia dwudziestu kwasów i tyluż materiałów filtrujących, to musimy Wam powiedzieć, że to była niestety literatura science fiction, na której wszakże polski Urząd patentowy koniec, końców się poznał. Metoda pozyskiwania znanego Wam kolagenu jest w istocie tylko jedna, bardzo prosta, a jednocześnie na tyle „trudna”, że jak dotąd nie „opuściła” jeszcze naszego kraju (co jednak prędzej, czy później nieuchronnie się stanie). „P rostota” metody oczywiście w żaden sposób nie umniejsza genialności naszego rodzimego wynalazku. Odkrycie sposobu na wyizolowanie ze skór rybich molekuł kolagenu, jakie w tej konformacji istniały dotąd tylko w organizmach żyjących kręgowców, niewątpliwie było jednym z najciekawszych wynalazków biochemii XX wieku. Fakt, że substancja tak pozyskana jest praktycznie gotowym, w 100% naturalnym i jakże efektywnym kosmeceutykiem, o szokująco prostym składzie, to również fenomen. Jest to ciągle produkt o ogromnym potencjale, także potencjale marketingowym. I naszą rolą jest tę szansę wykorzystać. Patent na stosowanie tej metody ostał się tylko jeden i wreszcie prawomocnie, co również uprości w przyszłości wiele kwestii.
W postaci wyżej opisanej kolagen natywny miałby szansę „przeżyć” bez rozpoczęcia się w nim nieuniknionych procesów gnilnych czy pleśniowych maksymalnie dwa tygodnie. I to przechowywany w lodówce. Jest więc nietrwały, zazwyczaj też silnie kleisty i wydziela rybią woń. A więc to jeszcze nie koniec zabiegów nad nim. W miarę upływu lat wytwórcy uczyli się dostosować końcowy produkt – polski kolagen do oczekiwań konsumentów. I nadawać tej – bardzo prostej, jak widzicie, również w pozyskaniu substancji, jakieś choć cechy indywidualne, oprócz opakowania. Stąd także pewne różnice, głównie fizyczne pomiędzy różnymi kolagenami.

Elastyna w żelu kolagenowym

Masa żelowa, którą tworzą wyizolowane w opisany w poprzednich odcinkach sposób białka kolagenowe jest kleista. Nic w tym dziwnego. Colla genno - oznacza etymologicznie „klejorodny”. I rzeczywiście kolagen spełnia w naszym organizmie także rolę kleju spajającego tkanki. Sam zaś jest głównym składnikiem tkanki łącznej. W opinii użytkowników pierwsze kolageny były nawet zbyt kleiste, jak na gotowy kosmetyk do bezpośredniej aplikacji na skórę. I tu pojawia się rola elastyny. W naturalnej ekstrakcji, białko to – siostrzane dla kolagenu, gdyż wytwarzane przez te same fibroblasty – stanowi ok. 1,5 %. Jest też składnikiem pożądanym. W drodze naturalnej ekstrakcji opisanej w poprzednich odcinkach nie można uzyskać w finalnym hydracie elastyny więce j, niż 1700 µgN/cmᶟ. Jednakże w żelach kolagenowych uznanych za jakościowo najlepsze (np. kolagen Inventii) elastyny jest więcej. Lekkie zwiększenie jej ilości powodowało, że kolagen zdaniem użytkowników był od razu przyjemniejszy w kontakcie, bardziej delikatny, puszysty. A więc niektórzy wytwórcy zaczęli tak robić. Jedni izolowali elastynę z pomocą opisanego procesu hydratacji, aby potem dodać ją do żelu, a inni… kupowali gotową w niemieckiej hurtowni i taką dodawali... Bywało, że nawet wołową. Wiemy wszak jak się to ustala i jeśli kiedyś jakiś wytwórca kolagenu będzie nieuczciwie z nami grał, to nie omieszkamy z tej wiedzy skorzystać.

Konserwacja

Temat niezwykle ważny. Żywe, natywne białko to nie jest niestety chrzan i nie da się go zabezpieczyć przed florą bakteryjną, przed nieuchronnymi procesami gnilnymi i przed pleśniami, za pomocą octu, kwasu cytrynowego, askorbinowego, czy z pomocą konserwantów spożywczych. A przynajmniej wyłącznie z pomocą takich substancji konserwujących. Tym bardziej, że molekuły kolagenu po opuszczeniu organizmu ryby-dawcy stają się całkowicie bezbronne w nowym, obcym środowisku wodno-kwasowym. A przecież jak wiemy, potrafią zaklęte, niczym dżin w butelce przez całe lata zachowywać konformację potrójnej helisy, co jest bezspornym fenomenem biochemicznym tego polskiego wynalazku.
Pierwsze kolageny (Skrodzki, Michniewicz, Kujawa) nie będące jeszcze gotowym kosmetykiem z natury, a przewidziane raczej jako komponenty do emulgacji zabezpieczane były hydroksybenzoensanami takimi jak aseptyna, czy nipagina.
Kolagen Przybylskiego/Frydrychowskiego z lat 2001-2003 zawierał euxyl - mieszankę fenoksyetanolu i eteru gliceryny. Potem standardem ochronnym dla żeli kolagenowych stały się już tylko parabeny: ethylparaben, methylparaben, propylparaben. Były bardzo skuteczne i z powodu tego, że polski kolagen w żadnej fazie wytwórczej nie uzyskuje wysokich temperatur – wystarczało używać ich ilości minimalnych, poniżej 0,2 % w składzie. Z pomocą parabenów konserwowały więc swoje produkty Collagen Beauty, Inventia, Max, 3-Helisa i wszyscy pomniejsi wytwórczy niszowi. Większość z nich postępuje tak zresztą do dzisiaj. Parabeny niestety są obecnie źle postrzegane w opinii klientowskiej, którą kształtują bardziej plotki, niż fakty - więc jedni wytwórcy deklarują ich obecno ść w hydracie, inni nie.
Abstrahując od tego, czy parabeny są dobre, czy złe - my, w Colway poszukiwaliśmy rozwiązania takiego, które sprawiłoby, że nazwa Kolagen Naturalny – piękna i niemożliwa do zastrzeżenia przez kogokolwiek – nie będzie tylko sloganem. Aby tak było, z naszego flagowego produktu musiała zniknąć bez śladu chemia nieorganiczna, czyli parabeny. Pierwsze, jeszcze bardzo skromne laboratorium, jakie utrzymywaliśmy sekretnie od jesieni 2005 od razu poszukiwało więc pomysłów na nieparabenową prezerwację kolagenu. Testowało także glikol kaprylowy, który finalnie zastosowała Inventia i który okazał się rozwiązaniem optymalnym, choć ryzykownym. Caprylyl glycol to bowiem w istocie w ogóle nie konserwant lecz emolient i humektant. Zdolność do łamania membran bakte ryjnych przez ten krótkołańcuchowy kwas tłuszczowy wiązany prostym alkoholem, okazuje się jednak dla ekstrahowanego w idealnych warunkach czystości biologicznej kolagenu – wystarczająca, aby „robił u nas za konserwant”. Dodać należy, iż caprylyl glycol należy do nielicznych w kosmetologii substancji transepidermalnych. Nie hamuje więc procesu przedzierania się peptydów z rozpadu 3-helisy na skórze poprzez rogową warstwę naskórka. Kwas glikolowy jest nadto podobnie jak kwas mlekowy substancją kosmetycznie pożądaną dla skóry. Dlatego też jak najbardziej wskazane jest dodawanie go do kwasu mlekowego już na etapie rozpuszczania skór rybich.
Ostatnim elementem konserwacji żelu kolagenowego jest dodawanie do niego kwasu L-askorbinowego, czyli witaminy c – najprzyjaźniejszego z konserwantów stosowanych w np. w przemyśle spożywczym. Kolagen - jak wiemy – uwielbia wręcz środowisko kwasu askorbinowego, który dodatkowo wspomaga jego ochronę przed np. pleśniami.

Jaka przyszłość polskiego, rybiego kolagenu ?

Biotechnologicznie patrząc, trudno jest dziś powróżyć, czy nastąpi jakaś istotna zmiana, innowacja w pozyskiwaniu trójhelikalnego hydratu kolagenu opisanymi sposobami. W istocie, poza modyfikacjami o znaczeniu drugorzędnym, metoda ta pozostaje bowiem w swojej podstawie niezmienna od ćwierć wieku, a w swoich osiągnięciach finalnych od blisko dekady.
My w Colway, pozieramy więc ku kolagenom nowej generacji, czyli takim, które nie boją się temperatur, w których można podnosić pH do poziomu kosmetycznie pożądanego i które pozwolą się emulgować z innymi dobrotliwymi dla skóry substancjami.
Mówiąc prawdę jednak, te „nowe” kolageny to również nie jest jakiś przełomowy wynalazek, lecz po prostu pójście krok dalej z metodą pierwotną. Gdybyśmy mieli w najprostszy sposób opisać, co to właściwie jest takiego, te kolageny, jakie zaproponuje konsumentom Colway już niebawem, to napisalibyśmy tak: to dokładnie ten sam kolagen, jaki znacie, tyle że jakby w fazie przebywania już od kilku minut na Waszej skórze. Kiedy helisy potrójne pod wpływem temperatury ciała już się rozpadły i zaczyna się proces rozpadu helis pojedynczych na peptydy, czyli agregaty wielkości takiej, jakie dopiero mają szansę penetracji naszej epidermy. Przy tym jest to substancja o zmiennej gęstości, przyjaznym pH, pozbawiona pigmentów i dająca się łączyć z in nymi.
Wiemy, że kolageny nowej generacji otworzą nam marketingowo nowe, ogromne przestrzenie. Ale nie wiemy, czy będą one w działaniu lepsze, gorsze, czy po prostu takie same. Na zdobycie tej wiedzy potrzebujemy zapewne wielu miesięcy . Dlatego „stary” poczciwy Kolagen Naturalny, czyli hydrat natywnego, rybiego kolagenu, fascynujące odkrycie polskiej biochemii białek – pozostanie z nami raczej zawsze w ofercie handlowej, a na pewno zawsze w naszych sercach.


źródło: Newsletter Colway. 

wtorek, 22 kwietnia 2014

Ogórek, czyli klasyka pielęgnacji domowej

Czasem luksusowa pielęgnacja nie musi być ani droga, ani egzotyczna. Wartościowe kosmetyki są w zasięgu ręki. W okresie wiosenno - letnim mamy dostęp do najprostszych i najtańszych ''kosmetyków'' dostępnych na rynku lub w naszym ogrodzie. Bogactwo warzyw i owoców powinno zachęcić was do tworzenia różnego rodzaju maseczek, toników, które odżywią, oczyszczą z toksyn, rozjaśnią cerę oraz nadadzą jej zdrowy promienny wygląd. Jednym z ''magicznych kosmetyków'' jest OGÓREK.


Skąd pochodzi ogórek?

Ogórek jest jednym z najstarszych w uprawie warzyw. Znany był już 3 tys. lat temu mieszkańcom zachodniej Azji. Jednak jego korzenie sięgają Indii, obszaru leżącego między Zatoką Bengalską a Himalajami. Stamtąd bardzo szybko dotarł do innych starożytnych ludów, jak Ariowe, Arabowie, Grecy czy Rzymianie. Do Ameryki trafił zaś za sprawą Krzysztofa Kolumba i jego morskich wypraw. Warzywo to szybko zostało docenione zarówno za walory smakowe, jak i odżywcze. Król Francji Ludwik XIV jako pierwszy w historii zapoczątkował hodowlę szklarniową ogórka. Obecnie uprawiany jest on na całym świecie.


Wartość odżywcza ogórków nie jest za bogata, ale warzywa te cenione są bardzo pod względem dietetycznym, gdyż zawierają dużo związków o charakterze zasadowym. Wpływa to korzystnie na proces trawienia przy jednoczesnym odkwaszaniu organizmu.

Zawiera dużo wit. K, wzmacniającej krzepliwość krwi i mikroelementy, takie jak: potas, wapń, żelazo, magnez, czy fosfor.

Ogórki zawierają sporo askorbinazy – enzymu, który niszczy witaminę C, stąd nie powinno się ich mieszać z warzywami, które zawierają jej duże ilości , jak np. pomidory. Połączenie to działa także destrukcyjnie na inne warzywa i owoce, zawierające wit. C. Zalecane jest zatem jedzenie ogórków w postaci mizerii lub na kanapce, jedynie w towarzystwie żółtego sera lub wędliny.

Ogórki działają oczyszczająco na organizm, ich sok natomiast często jest zalecany, jako „lekarstwo” poprawiające cerę i zdrowie skóry. Skutecznie nawilża ją, wygładza i odżywia. Ponadto jest doskonałym lekarstwem na opuchliznę pod oczami, zapalenia skóry, wysypki i poparzenia słoneczne.
Te właściwości ogórka nie mogły zostać niezauważone przez producentów kosmetyków. Wyciąg z tego warzywa stosowany jest szeroko do produkcji kosmetyków pielęgnujących ciało i włosy.


Ogórek w domu.


W pielęgnacji skóry ogórek zdecydowanie ci pomoże. Nie twierdze, by odstawiać ulubiony zestaw kosmetyczny i żyć ogórkiem, aczkolwiek polecam zdecydowanie choć 2x w tygodniu korzystać z cennych właściwości tego warzywa.



Ulga dla oczu

Nie od dziś wiadomo, że schłodzone plastry ogórka są idealnym ''lekarstwem'' na podrażnione, zmęczone, opuchnięte oczy. Kilka minut dziennie takie okładu wystarczy by zmniejszyć cienie pod oczami i nadać naszemu spojrzeniu blasku.


Zdrowa cera

Kuracja ogórkowa może okazać się doskonałą dla osób z cerą tłustą, trądzikową z rozszerzonymi porami. Codzienne okłady na twarz z cieniutko pokrojonych w plastry ogórków to najprostsza ściągająca, odświeżająca kuracja dla skóry.



Sok ogórkowy


Witamina A i C, dużo siarki, cząstek śluzowych i enzymów, to tylko niektóre ze składników soku ogórkowego. Najprostszy tonik jaki można sobie przyrządzić z zaciszu własnej kuchni doskonale odświeży i wygładzi skórę, jak również będzie działać przeciw zapalnie.

Sok z ogórka również pomaga w złagodzeniu dyskomfortu po oparzeniach słonecznych. Można smarować skórę i zostawić sok do wchłonięcia, powtarzać tak często jak potrzeba, również można poparzone miejsca obłożyć papką ze startego ogórka lub plastrami ogórka.

Na użądlenia owadów - na wszelkie ukąszenia, po uprzednim wyjęciu żądła, można przyłożyć plasterki lub połówki ogórków. Sok z owoców będzie działał kojąco na bolące miejsca.




Maseczki 

Najprostsza maseczka ogórkowa to pokrojone cieniutko świeże, ekologiczne ogórki ułożone na twarzy i szyi, przykryte go wilgotnym lub płóciennym ręcznikiem albo innego rodzaju kompresem.
Ogórek można również połączyć z najróżniejszymi składnikami dostępnymi na rynku np. z twarogiem, jogurtem naturalnym, odrobiną miodu, mielonymi płatkami lub innymi owocami itp. Jogurt, twaróg i płatki sprawią, że skóra stanie się miękka, elastyczna, dobrze odżywiona. Maseczki wykonujemy mieszając dowolne składniki i tworząc z nich  gładką masę, którą pozostawiamy na twarzy 15-20 minut. 


Korzystajcie z dobrodziejstw natury :)

źródła: wikipedia, tesco.com, onet.pl, 



czwartek, 27 marca 2014

Ultradźwięki, czyli peeling i lifting inaczej....

Peeling kawitacyjny to bezbolesne, głębokie oczyszczanie skóry za pomocą wibracji ultradźwiękowej, które pozwala na dokładne usunięcie nadmiaru sebum z porów i mieszków włosowych, pozbycie się zrogowaciałego naskórka, zaskórników, wągrów i bakterii. Zapewnia wygładzenie i regenerację skóry, wspaniale pobudza mikro-krążenie - wszystko to jest podstawą zdrowej i pięknie wyglądającej skóry, która jest naszą największą wizytówką.
Zabieg ten powoduje skuteczne złuszczenie martwego naskórka i odsłonięcie młodszej warstwy skóry, wolnej od martwych komórek, nadmiaru łoju, bakterii i substancji toksycznych, a także pozostałości kosmetyków. Tak przygotowana skóra jest gotowa do lepszego wchłonięcia preparatów.
Jakby tego było mało – dzięki użyciu nowoczesnych technologii, kawitacja pomaga też w leczeniu trądziku, tuszuje blizny i widocznie zmniejsza niewielkie zmarszczki.

Dla kogo peeling kawitacyjny?
Bezpiecznemu i bezbolesnemu zabiegowi poddawać się mogą panie i panowie – w dowolnym wieku i z nawet bardzo wrażliwą cerą. Polecany jest osobom
- o cienkiej i wrażliwej skórze, która wykazuje skłonność do podrażnień
- skórą, na której ze szczególną częstotliwością występują rozszerzone naczynka krwionośne. 
- z cerą tłustą i problematyczną
- które – z różnych powodów – nie mogą poddać się manualnemu oczyszczaniu twarzy.
- zmagającym się z miejscowymi przebarwieniami, uwidaczniającymi się na skórze twarzy efektami zmęczenia i sińcami. 
- palącym, których skóra również odczuwa zgubny wpływ tytoniowego nałogu.


Efekty
- dokładne i bezbolesne usuwania martwego naskórka
- oczyszczania skóry z nadmiaru sebum
- lepsze dotlenienie skóry 
- skóra poddana kawitacji staje się delikatna i przyjemnie wygładzona.
- odzyskanie naturalnego blasku
- wyraźnie rozjaśnienie skóry
- usuwa widoczne na twarzy, szyi czy dekolcie, szpecące przebarwienia. 
- głębokie nawilżenie
- stymuluje wzrost poziomu kolagenu, wzmaga  wytwarzanie elastyny (efekt odmłodzenia)


Kawitacja w domu...

Niedawno zakupiłam produkt do wykonywania peelingu kawitacyjnego w domu. 
Jest dość łatwy w obsłudze, lekki i być może nie ma takiej ''siły'' jak sprzęt u kosmetyczki ale jestem osobiście bardzo zadowolona z efektów. 
Skóra jest bardziej gładka, rozjaśniona, jednolita. 



















Po pierwszym zabiegu byłam nieco zaniepokojona, bo moja skóra była dość czerwona, porysowana nawet (może trochę za mocno ''tarłam'' po skórze tą łopatką? ) ale już po kilku godzinach zaczerwienienie zniknęło.
Później pojawiło się kilka wyprysków, które uznałam, za efekt oczyszczania się skóry. Krostki szybko zniknęły a skóra wyglądała nieco lepiej.

Po kilku zabiegach stwierdzam, że produkt warty zakupu, jak na swoją cenę sprawuje się całkiem dobrze i jestem bardzo zadowolona. Nie ma może jakiejś dramatycznej różnicy, jednakże odnoszę wrażenie, że skóra jest bardziej gładka, zmniejszyła się ilośc podkórnych krostek, cera jest jakby bardziej jednolita.
Kawitację stosuję w połączeniu z kuracją kolagenową kosmetyków Colway. 




Jak to zrobić w domu?
Peeling kawitacyjny wykonuje się przede wszystkim w obrębie twarzy, szyi i dekoltu. Dodatkowo, kawitacja zastosowana na plecach ma działanie oczyszczające, a wykonywana na dłoniach – regeneracyjne i odżywcze.
Podstawowym narzędziem wykorzystywanym podczas tego zabiegu jest specjalistyczny, zakończony szpatułką aparat wytwarzający niegroźne dla zdrowia i życia fale ultradźwiękowe. Aparat ten emituje bardzo delikatne, wytwarzające ultradźwięki, bezbolesne i nie powodujące odczucia dyskomfortu wibracje.

Pierwszym etapem kawitacji jest nawilżenie skóry (tylko w tych warunkach ultradźwięki sprawnie spełniają swoje zadanie). W dalszej kolejności przykładamy do twarzy, szyi lub dekoltu wibrującą szpatułkę, która – w kontakcie z nawilżoną skórą – wytwarza mikroskopijne, zwiększające pod wpływem drgań swoją objętość pęcherzyki. Kiedy pęcherzyki ulegają gwałtownemu rozpadowi – uwalnia się ciepło i rośnie ciśnienie, w efekcie czego komórki martwego naskórka są skutecznie rozbijane, oczyszczane i eliminowane.

W dalszej kolejności dochodzi do pobudzenia mikrokrążenia i wydalenia szkodliwych, zalegających w skórze substancji. 
Ostatnią częścią kawitacji może być masaż ultrasoniczny (stosowany także w kuracjach odchudzających i antycellulitowych), zbawiennie wpływający na ogólną kondycję skóry.

Przeciwwskazania:
Peeling kawitacyjny nie jest wykonywany jedynie u osób cierpiących na:
-osteoporozę, 
-nowotwory 
- schorzenia układu krążenia. 

Z kawitacją powinny się też wstrzymać:
- kobiety ciężarne, 
- osoby noszące aparaty ortodontyczne
- osoby gorączkujące.


Jak to zrobić urządzeniem takim jak na zdjęciu? (właśnie takim jakie posiadam w domu)

Specyfikacja:
•  Model: LW-006
•  Moc: 7W
•  Zasilanie: zasilacz sieciowy 15V 1A
•  Wymiary: 18,5cm x 5,3cm x 2,7cm

Tryby pracy

Peel - peeling kawitacyjny 
Zabieg ten powoduje skuteczne złuszczenie martwego naskórka i odsłonięcie młodszej warstwy skóry, wolnej od martwych komórek, nadmiaru łoju, bakterii i substancji toksycznych, a także pozostałości kosmetyków. Tak przygotowana skóra jest gotowa do lepszego wchłonięcia preparatów. Rezultatem oczyszczania (peelingu) jest widocznie wygładzona i delikatna w dotyku skóra, z otwartymi porami i mieszkami włosowymi, skóra zostaje również zdezynfekowana.
1.Włączyć urządzenie przyciskiem POWER.
2.Ustawie czas zabiegu (10 min) przyciskami UP i DOWN.
3.Wybrać funkcje PEEL przyciskiem MODE.
4.Nanieść na skórę płyn (sól fizjologiczna lub niegazowana woda mineralna).
5. Urządzenie zaczyna działać po dotknięciu gołą ręką dwóch metalowych przycisków po obu bokach urządzenia. Dotknąć głowicą skóry i przesuwać ja do przodu( zgodnie z przebiegiem mięśni) tak aby płyn ulegał rozpyleniu. Szpatułkę trzymać pod kątem 45 stopni. W czasie zabiegu zwilżać skórę. Skóra może ulec lekkiemu zaczerwienieniu, które zniknie po kilku minutach (lub godzinach :) )

Sonoforeza (tone) - wtłaczanie 
Wtłaczanie preparatów szpatułą na ułożoną na płasko ( efekt pulsacyjny) Funkcja ta umożliwia wtłaczanie kosmetyków w głąb skóry przez co znacznie zwiększa ich działanie. Stosować kosmetyki aktywne, nawilżające, tonizujące w postaci płynu lub żelu. Nie stosować kosmetyków w postaci kremów oraz kosmetyków tłustych.

Cleaning - oczyszczanie 
Opis zabiegu oczyszczania : Zwilżyć skórę solą fizjologiczną lub płynem tonizującym co najmniej na 1,5 min przed zabiegiem. Metalowa część szpatuły musi być prowadzona po wilgotnej skórze pod kątem 45°. Skóra musi być w trakcie zabiegu zwilżana ( nie stosować na suchą skórę ). Ruch łopatki od środka do zewnątrz zgodnie z ułożeniem mięśni, powoli ruchem płynnym , nie zatrzymując się w jednym miejscu.
NIE STOSOWAĆ NA OCZY ORAZ BEZPOŚREDNIO W ICH OKOLICY
Łączny czas zabiegu oczyszczania , wygładzania i wtłaczania nie może przekraczać 30min.

*Funkcja lift jest niedostępna w tym modelu 


Uroczyście polecam zabiegi kawitacyjne :P



źródła: wikipedia, onet.pl, liczne w google...